wtorek, 6 września 2011

zmywam minę rozczarowania. robię szczęśliwą minę.

Czasami jedynie płacz pomaga mi być wolną. Nie muszę mieć żadnych zahamowań, mogę płakać, krzyczeć, wylewać słone morze łez w ten fioletowy dywan, nie muszę się kryć, uciekać ani udawać kogoś kim nie jestem.
Tylko wtedy uderza to wszystko we mnie z tak ogromną siłą, że odczuwam to na każdym centymetrze mojej skóry pokrytej gęsią skórką.
I widzę tę małą twarzyczkę, słyszę to bicie maluśkiego serduszka, które słyszałabym już codziennie. Czuję zapach niemowlęcia unoszący się po domu niczym najsubtelniejszy zapach,a przede wszystkim najpiękniejszy zapach jaki może czuć "niedoszła matka".
Nie, wcale nie czuję się niedoszłą matką.
Nadal mam to moje maleństwo, tylko wiem,że jest tam na samiuśkiej górze, tam gdzie trafiają te najwspanialsze małe istotki.
Te małe tętniące życiem serduszka.
I wciąż je widzę. I pamiętam moje szczęście zawarte w tym pół centymetrze mojej małej istotki. Połowy mnie.
Jestem mamą, tylko tak na odległość. Z niemożnością dotknięcia tych małych nienarodzonych stópek, usteczek które w grymasie proszą o matczyne mleko.
Nie usłyszę pierwszego płaczu po narodzinach, których tak wyczekiwałam. I widzę, jak zmęczona porodem przytulam Cię do piersi i całuję w to moje czółko, ciesząc się,że w końcu jesteś.
I tak bardzo Cię kocham.
Nadal trzymam te śpioszki dla Ciebie. Leżą na dnie szafy. A Ciebie tu nie ma.
Straciłam tę połowę mnie. I nie odzyskam jej już nigdy więcej.
Może właśnie dziś nadszedł by ten upragniony dzień...
Dzień Twoich narodzin, kochanie.